Pierwszy miesiąc na siłowni

Postanowienie żeby nie siedzieć przed biurkiem całe dni i gapić się w ekran monitora realizuje już od ponad roku. Dokładnie od stycznia 2015 zacząłem biegać i więcej jak zawsze jeździć na rowerze. Natomiast od lutego tego roku postanowiłem wcielić w życie plan którego dość mocno się obawiałem. Zapisałem się na siłownię. Właśnie dziś mija miesiąc od tego postanowienia i pomyślałem, że będę się dzielił moimi przemyśleniami na blogu.

Obawy, obawy...
Patrząc z perspektywy czasu nie wiem dlaczego zawsze obawiałem się  pójść na siłownie. Wiecie ten wzrok tych wszystkich wysportowanych ludzi, a ja takie chucherko.
Nie ma co się przejmować. Każdy robi swoje i nie przejmuję się Tobą. Nawet nie zwraca na Ciebie uwagi. Ale to temat na osobny wpis.
Wreszcie za pomocą kumpla postanowiłem to zmienić. Odchudzać się nie zamierzałem ponieważ zawsze byłem szczupły. Kumpel co innego. 130 kg żywej wagi. Celem moim jest zmiana trochę sylwetki. Lata diety fast foodowej spowodowały wyhodowanie małej opony na brzuchu - pozbycie się jej jest moim głównym celem. Wiadomo i kaloryfer na brzuchu do lipca też musi być, a i większy bicek też się przyda.

Podeszliśmy do sprawy dość ambitnie. Postanowienie to chodzić 3-4 razy w tygodniu. Jak na razie z uporem maniaka realizujemy ten cel. Trzy razy w tygodniu (poniedziałek, środa, piątek) robię 30 minut rozgrzewki na rowerze zamiennie z bieżnią, a później wchodzi przerzucanie żelastwa na równych maszynach. Szczegóły w następnych wpisach.
W niedzielę jest dzień cardio. 50 minut rowerku lub 30 minut na bieżni. Podobnie jak wyżej zamiennie (na co mam akurat ochotę).

Na jesieni odnowiła mi się stara kontuzja która przeszkadza mi dość mocno w bieganiu - ból w udzie. W styczniu duże mrozy nie sprzyjały bieganiu.  W grudniu i do połowy stycznia chodziłem trochę na basen.  Czasem nawet 4 razy w tygodniu więc jakaś aktywność fizyczna była. Karnet mi się skończył w połowie stycznia i motywacji do aktywności fizycznej jakoś nie było.

Wreszcie przyszedł luty i plan siłownia wszedł w życie. Wiadomo na początku zakwasy dawały o sobie znać, ale się nie poddawałem i szedłem z bólem na kolejny trening. Po około dwóch tygodniach regularnego odwiedzania siłowni zakwasów po treningu już nie odczuwam. Powoli zaczyna się zmieniać moje ciało, ale to dopiero początki więc nie ma się czym jeszcze chwalić. Odkąd regularnie chodzę na siłownie lepiej śpię, lepiej wstaję i mam więcej chęci do życia. Niech żyją endorfiny!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skąd brać motywację do trenowania?

Nie chce mi się!

Wakacje, cardio, #abs #fat